Prawie, jak zakładka 😉

Całe szczęście przeżyłem czwartek w jednym kawałku, ale dziś znów czuję wczorajszy trening. Może nie w mięśniach, bo są do tego przyzwyczajone, że co jakiś czas jak mi odbije to nie mam dla nich litości, ale ogólnie czuję, że trenowałem. W sumie nie patrząc, to na mocnych obrotach pracowałem przez niespełna 3 godziny, z przerwą na przemieszczenie się z miejsca A na miejsce B i z miejsca B do miejsca C

 

Dzionek przebiegał w podobnym tonie, jak we wtorek, czyli pobudka, śniadanie, do pracy, na alejkę… i 4km rozgrzewki + 10 x 3′ / 1′ + 3km roztruchtania, w samochód, do domu po ciuchy na pływalnię, kawałek ciasta które upiekła Iwona i na trening, gdzie Piotr zakomunikował, że do zrealizowania będzie mocne zadanie główne… w sumie 1500m, hmmm…. niby nic, ale może dla pływaków.
 
Zaczęliśmy spokojnym rozpływaniem 300m i dalej przeszliśmy a raczej przepłynęliśmy do ćwiczeń, czyli 8 x 25m RR do kraula + 8 x 25 NN do kraula + 8 x 25m kraul + 8 x 25m ćwiczenia do kraula + 100m luźnego pływania i część główna, czyli zadanie… 4 x 200m (~3’37 – 3’40) + 3 x 150m + 2 x 100m + 1 x 50m, w czym ostatni odcinek mierzony na czas (41’52) i na koniec rozpływanie…zmęczyłem się i z czystym sumieniem w domu skonsumowałem parówki, bułkę z serem i salami + dwa browary ufff…..
 
Jak dziś budzik zadzwonił o 6:10 to lekko nie wiedziałem o co chodzi i dlaczego trzeba wstawać…

 

No cóż, sam tego chłopie chciałeś, więc się teraz męcz!

 

2012-01-20T07:48:32+01:0020/01/2012|Różne|

Tytuł