Do maratonu w Tromso pozostało 6 tygodni, które trzeba jak najbardziej wykorzystać na trening, gdyż w Norwegii mimo chłodnej temperatury na trasie będzie bardzo ciepło a nawet gorąco. Trasa do łatwych nie należy, więc nie ma co nastawiać się na jakiś spektakularny wynik, ale mając to na uwadze, wszystkie mocne treningi biegam oczywiście na czarnej drodze wybierając te kilometry, gdzie przewyższenie i pofałdowanie mocno da się odczuć.
Trening przebiega (odpukać) całkiem dobrze, udaje się realizować wszystkie założenie, chociaż na niektórych treningach zmęczenie ostro daje się we znaki. W poniedziałek tradycyjnie biegałem siłę, 3km podbiegów i podczas tego akcentu miałem zabawną sytuację z 3 lekko podpitymi rowerzystami, którzy chcieli dotrzymać mi kroku… pociągnęli może 30-40 metrów… ech ta dzisiejsza młodzież. Zero kondycji i wytrzymałości. Wtorek minął pod znakiem tysiączków, które o dziwo biegało mi się bardzo dobrze, noga się kręciła, a utrzymywanie prędkości 3’25/km nie sprawiało żadnej trudności. W środę miałem sporo roboty, musiałem obrócić trasę Gdynia – Jantar – Gdynia i zrobić całe szczęście tylko dłuższe leśne wybieganie, które również wyszło elegancko. W czwartek 15km WB2 po 3’50 i tu spore zaskoczenie, bo LA wyszło tylko 1,6mmol/l a średnie HR 169, czyli idealnie. W piątek kolejna siła… tym razem zróżnicowana z podbiegiem na odcinkach 100m + 100m… weszło to mocno w nogi, a że trening kończyłem przed 21 a kolejny sobotni zaczynałem po 11, to czasu na regenerację było mało i odczułem to na sobotnich czwórkach, które wychodziły w 14:04, 14:14, 13:58. Aspekt ciepłej pogody zmęczył mnie dodatkowo, ale dałem radę i pomimo nasilającego się zmęczenia cały trening udało się zrealizować, więc niedzielne 25km spokojnego leśnego wybiegania było tylko formalnością. Cały tydzień zakończyłem z sumą 153km, z czego jestem zadowolony.
W niedzielę po południu wykonywałem pierwszą część badań – testu biegowego, dla zaprzyjaźnionego klubu Pidrina Gdynia, ale o tym niedługo…
WALKA TRWA!
