jest coraz lepiej…

OWM Gdynia 25.01 (4)

Jest coraz lepiej patrząc na moje „stadko” które przygotowuję do występu w kwietniowym maratonie. Patrząc na to, jak było na początku a na to, jak jest teraz to jestem pod wrażeniem. Powoli, powoli zaczyna to całkiem, całkiem wyglądać, więc coś drgnęło i idzie ku dobremu. Moja grupka PRO mocno się skrystalizowała i na każdym treningu widać ogromne zaangażowanie oraz wzajemne nakręcanie się, co pomaga, szczególnie w ciężkich chwilach, kiedy kryzys jest bliżej niż blisko a nogi są mocno zmęczone, jak dziś.

OWM Gdynia 25.01 (10)

Dziś znów tłukliśmy siłę i za tydzień znów ten element, chociaż w innej postaci będzie na tapecie. Dlaczego tak się uparłem na tą nieszczęsną siłę? Powód jest prosty. Porządną, męską siłę mało kto sam wykona w domu a szczególnie zróżnicowaną z wybiegiem. W grupie jeden patrzy na drugiego, ja to wszystko widzę i na bieżąco mogę zareagować, jak coś jest nie tak. Grupa poza tym nakręca i motywuje. Jest kryzys, jest chwila słabości to kolega kolegę podciągnie.

OWM Gdynia 25.01 (17)

W treningu wzięły udział 102 osoby, co wraz z frekwencją w Wolnym Mieście Gdańsku, gdzie korona w herbie jest kt óra wyniosła w zależności od źródeł od ponad 100 do prawie 150 osób pokazuje, że Trójmiasto bieganiem stoi. Powiem więcej, maratończykami a w każdym razie kandydatami na maratończyków i to cieszy.

Zaczynając biegową karierę w 1990 roku nie myślałem, że kiedykolwiek będę świadkiem, że w jednym czasie, praktycznie w jednym miejscu będzie trenowało ponad ćwierć tysiąca osób i to trenowało do maratonu. Nic dodać, nic ująć. Jestem, przepraszm z góry za określenie, zajebiśćie zadowolony!!! Kropka, a nawet wykrzyknik. Pamiętam czasy, jak biegając w kolorowych getrach po osiedlu ludzie gapili się na mnie, jak na wariata a teraz… czapki z głów.

OWM Gdynia 25.01 (23)

Doszły do mnie opinie, że to może konkurencja, że znów Gdynia rywalizuje z Gdańskiem, organizując w tym samym czasie treningi do maratonu. Nie uważam, żeby było to konkurencyjne posunięcie, gdyż to treningi do różnych imprez odbywających się w różnym czasie, ale… z drugiej strony część osób chciała by przyjść i ti i tu. Można było to rozwiązać inaczej, ale… nie mój problem, nie ja o tym decydowałem. Mnie to w każdym razie cieszy, że w końcu doczekałem takich czasów.

OWM Gdynia 25.01 (24)

na zdjęciu grupa Iwony

Nie byłbym jednak sobą, jak nie szukałbym dziury w całym, wiec szukam i znalazłem i o tą dziurę chcę w kilku zdaniach zahaczyć. Treningi do OWM, czy do innego maratonu to paskudna i siermiężna robota. To setki kilometrów, wyjście ze strefy komfortu, kolokwialnie mówiąc to krew, pot i łzy i tak de facto jest. Bycie maratończykiem jest fjane, jest modne i jest trendy. Każdy che nim zostać, chcoiaż powoli granica się przesuwa w stronę TRI i całe szczęście na nieszczęście ku dystansowi 1/2IM – dobrze, że nie ku całemu IM, ale i do tego dojdzie. Sam chcę być ajronmenem i kiedyś nim będę, ale w moim rozumowaniu słowo „kiedyś” oznacza za kilka, jak nie kilkanaście lat, jak poczuję, że to jest ten czas i jestem przygotowany a) do podjęcia treningów, b) do psychicznego zmierzenia się z tym co mnie czeka, c) z wyzwaniem, jaki stanowi dystans a raczej czas wysiłku w którym mam dany dystans pokonać. Nie mówię tu o biciu rekordów, bo ja ich bić nigdy nie będę, ale o pewnych planach, celach i założeniach, które każdy z nas sobie stawia. Dla jednego to pokonanie dystansu, dla innego to złamanie np. 4 godzin w maratonie czy 14 godzin w IM a dla jeszcze innego to walka o 2:2X czy 8:XX. Każdy ma swoją granicę, każdy ma swój biegun do którego dąży. Często i gęsto to jazda na krawędzi po bandzie na przysłowiowej żylecie, która może bardzo boleśnie i dogłębnie zranić. Zranić fizycznie i zranić psychicznie. To drugie bardziej boli, więc trzeba również i z tym się liczyć. Czytając to, co piszę można odnieść wrażenie, że nie namawiam do podjęcia maratońskiego wyzwania. Owszem. Nie namawiam. Przestrzegam i przestrzegać będę. Maraton to nie jest spacerek po mieście i dumne przekroczenie mety z uniesionymi w geście triumfu ramionami. Maraton to taki ktoś, kto pokaże nam nasze wszystkie słabe strony. Uwypukli nasze braki i słabości. Potrafi solidnie pokarać i kopnąć z całej siły w zadek tak, że niekiedy ciężko jest wyjść na prostą. Maraton to twardy, wymagający i bezwzględny przeciwnik, który nie ma skrupłów. To kawał drania, który tylko czeka na nas… więc przezornie ostrzegam.

OWM Gdynia 25.01 (15)

W treningu do maratonu nie ma półśrodków. Nie ma powiedzenia JAKOŚ TO BĘDZIE…  NIE! To nie ta droga. Albo po całości, albo w ogóle, bo będzie bolało jak cholera a łatwo można się zrazić i zrobić sobie krzywdę… a maraton tylko na to czeka. Jeżeli ktoś poważnie myśli o 42 kilometrach i 195 metrach musi spojrzeć na to nie z perspektywy dystnsu, ale z perspektywy czasu pracy włożonej w pokonanie tego odcinka i z perspektywy czasu ile przebycie z punktu A (start) do punktu B (meta) na zajmie.

Wrócę tu pamięcią do mojego drugiego maratonu, który przebiegłem w kwietniu 2003 roku. Miał to być spektakularny atak na < 2:40. Jak ja nie dam rady, ja nie dam rady? Ja! Na treningach biegałem za szybko, bo fajnie się szybko biegało. Noga się kręciła i człowiek śmigał, że hej. W zimę pojechałem z uczelnią na narty do Kaprun, tam oczywiście nie biegałem i po powrocie chciałem jak najszybciej nadrobić zaległości… tak nadrobiłem, że w ponad tydzień się zajechałem… Finał był do przewidzenia. Oczywiście zacząłem za mocno, bo biegło się fajnie, ale od 26 czy 28km zaczęła się jazda bez trzymanki. Łapały mnie skurcze we wszystkie możliwe mięśnie, dwójki, czwórki, łydki, przywodziciele… rozbolała mnie wątroba i śledziona, które bolały mnie jeszcze tydzień. Ledwo co doczłapałem się do mety. Była masakra. Nigdy w życiu tak się nie ujechałem. Byłem na krawędzi, z której bardzo łatwo mogłem się osunąć w dół. Całe szczęście na trasie miałem obok siebie zaufanych przyjaciół, którzy podtrzymywali mnie na duchu – dzięki Bagiena i Grzesiek  i jakoś dokulałem się do mety. Jak wyżej wspomniałem przez tydzień bolała mnie śledziona i wątroba, nie mogłem podbiec do autobusu 100 metrów a na zawodach pływackich, które miałem 3 dni po maratonie nie wiedziałem, jak mam wejść na słupek… taka sytuacja. Ku przestrodze.

MW8

Zdjęcie do bani, nie mam niestety (stety) w lepszej rozdzielczości, ale widać na nim po lepszym przyjrzeniu się mięśnie 4ro głowe uda i „delikatny” grymas bólu na twarzy… To bolało. Z czasu <2:40 zrobiło się jakieś 2:51 coś… czyli całe szczęście tylko kilkanaście minut więcej, ale psychiczny uraz do maratonu ciągnął siędo 2009 roku… Życie.

OWM Gdynia 25.01 (6)

Plan treniingowy na tydzień 26.01 – 01.02.2015
Trening dla osób planujących biegać 5 razy w tygodniu:
1. BC1 16km w tym od 2 do 14km szybciej o 30”/km
2. BC1 25km
bardzo spokojnie i delikatnie
3. BC1 12km po 6km 8 x 30”/30”
przyspieszenia luźne, swobodne, w pełnym komforcie…
4. BC1 8-10km
bardzo spokojnie i delikatnie
5. BC1 8km + SB ppg 100m, 200m, 300m, 400m, 400m, 300m, 200m, 100m + BC1 2km
siła biegowa – podbiegi
Trening dla osób planujących biegać 4 razy w tygodniu:

1. BC1 16km w tym od 2 do 14km szybciej o 30”/km
2. BC1 25km
bardzo spokojnie i delikatnie
3. BC1 12km po 6km 8 x 30”/30”
przyspieszenia luźne, swobodne, w pełnym komforcie…
4. BC1 6km + SB ppg 100m, 200m, 300m, 300m, 200m, 100m + BC1 2km
siła biegowa – podbiegi

Zwy­cięzcy są zro­bieni z cze­goś co znaj­du­je się w głębi nich sa­mych – prag­nienie, marze­nie, wiz­ja. Muszą mieć wyt­rzy­małość do os­tatniej mi­nuty, muszą być trochę szyb­si, muszą mieć umiejętności i wolę. Ale wo­la mu­si być moc­niej­sza niż umiejętności.

Muhammad Ali

Bać się maratonu? 

…dyplomatycznie powiem, że należy podchodzić do niego z respektem, szacunkiem i ostrożnością…

2015-01-25T19:16:35+01:0025/01/2015|Trening|

Tytuł