mój pierwszy raz z kapustą

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (1)
 

Po wałeckim starcie byłem pełen hurraoptymizmu co do formy i zdrowia, chociaż niedzielne 21km rozbieganie lekko mnie przywróciło do rzeczywistości. Niby było ok, prawy Achilles nie bolał, ale włączył się lewy i nie wyglądało to już tak fajnie. Maraton niestety tak ma, że jak wchodzi się na bardzo mocne obciążenia, pracuje się po kilkanaście godzin dziennie i nie ma się czasu na regenerację czy porządny sen, to wszystko zaczyna trzeszczeć i skrzypić. Niestety to „ryzyko zawodowe” i jest to wkalkulowane w karierę, dlatego… bardzo zadroszczę wszystkim tym, którzy sport we wszelekiej maści traktują typowo „4FUN”. Ja jeszcze nie potrafię…

Niedzielne 21km, potem poniedziałkowa siła i było jako tako… Na wtorek zaplanowany miałem ciągły, 12km po około 3’50, czyli dość spookojnie, żeby się nie ujechać… i po wyjściu na rozgrzewkę zaczęło boleć mnie prawe ścięgno. Na dodatek zrobiła się taka ulewa, że ciężko było cokolwiek innego zrobić, niż zapakować się do swojego autobusiku w kolorze borysowym i zawnąć do domu… To był znak i dobrze, że we właściwy sposób go zinterpretowałem. Niekiedy należy ambicje schować do kieszeni i mądrze oraz racjonalnie i perspektywicznie podejść do sprawy. W sobotę usłyszałem potwierdzenie mojego zamysłu, czyli „dobrze, że odczytujesz takie znaki” …i wszystko w temacie. Trening miałem z głowy, zarówno ten wtorkowy jak i środowy i czwartkowy, gdyż w czwartek musiałem wyskoczyć na chwilę do stolycy, ale to inna para kaloszy. Wracając po raz kolejny do wtorku… tel, dr, wizyta… i niestety ostrzykowanie sterydami ścięgienka. Innej opcji nie widziałem, tak że teraz jestem koksiarzem i świadomie z własnej i nieprzymuszonej woli brałem sterydy i to w zastrzyku. Morze rdaktor… hmmm… wspomnie o tym w swoim blogu. Nieistotne… Ostrzykałem, pojechałem do W-wy i w piątek poszedłem na rozruch. Było ok. Nic nie bolało… chociaż biegłem bardzo czujnie.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (3)

…w sobotę czekał mnie „Biegowy Półmaraton Ziemi Puckiej”, czyli drugi z kontrolnych i sprawdzających startów w przedmaratońskim okresie. Jako, że biegałem na koksie wiedziałem, że pokonam trase z prędkością światła i zdobędę nagrodę. Nie ważne jaką, ale zdobędę… <bez komentarza>.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (2)

Po drodze, na parkingu spotkałem moje białe WRC LPG… takie sentymentalne spotkanie fejs 2 fejs. Było miło. Co do samego startu… plan był prosty. Pobiec mocno, ale nie na maxa, nie zostawić za dużo zdrowia, szczególnie że trasa w Pucku jest dość ciężka a pogoda zazwyczaj nie sprzyja na uzyskiwanie dobrych wyników. Miałem nadzieję, że polecę po około 3’35/km i z takim założeniem jechałem.

…o kapuście będzie później, cieprliwości.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (9)

Przed startem pogawędki, pogaduszki, plotki, ploteczki ze znajomymi. Klimatycznie i sympatycznie, ale trzeba było w końcu skoncentrować się i pobiec ten nieszczęsny półmaraton… Dobrze, że pogoda była dość sprzyjająca. Nie było upału, ale za to wiało dość solidnie i zapowiadało się na porządną ulewę.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (6)

Ruszyliśmy… do przodu poszli od razu Tomek Grycko, który pogonił chłopaków z UKR i kilku innych biegaczy. Ja dreptałem razem z Markiem, bardzo dobrym zawodnikiem i dobrym znajomym. Zaczęliśmy po 3’31-35/km. Na piątce mieliśmy 17’48, czyli całkiem fajnie, chociaż lekko nie było… zaczął boleć mnie lewy Achilles i na dodatek złapała mnie kolka. Nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem kolkę, więc lekko zdziwiło mnie to paskudne uczucie. Cóż… życie. Trzeba było jednakdalej wiosłować i cisnąć. Do meto pozostało duuuuużo kaemów. Na około 7 czy 8km lekko oderwałem się od Marka i na 10km zameldowałem się równo po 36 minutach.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (7)

Dalej szło jako tako… martwił mnie Achilles, ale trzeba było spiąć pośladki, zacisnąć zęby i robić sewoje. Chłopaki nie płaczą. Po drodze dopadł mnie Bercik, który oczywiście przeszedł mnie a ja starałem się trzymać do niego taką samą odległość. Trasa stała się coraz bardziej urozmaicona, góra, dół, góra, dół… asfalt, płyty, szuter, leśna droga… z góry, pod górę. Fajnie i ciekawie. 10 – 15km pokonałem w 18’03, czyli dalej szedłem dość równo mimo bolącego ścięgna, paskudnej pogody i kiepskiej nawierzchni. Na dobrej szosie i przy w miarę płaskiej trasie moża było z tego sporo urwać.

Na około 19km doszedłem Bercika, z którym zamienliiśmy kilka zdań i pocisnąłem dalej. Międzyczas na 20km wyniósł 1:12:01, czyli drugą dychę pobiegłem o sekundę wolniej niż pierwszą. Jazda na A1 z tempomatem była dobrym treningiem.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (4)

Zegar na mecie zatrzymałem z czasem 1:15:52, a średnia na km wyszła 3’36, czyli bardzo elegancko. Zająłem 8 miejsce w generalce i pierwsze w kategorii wiekowej. W sumie to drugie, ale nagrody się nie dublowały, więc trzy setki za pierwsze miejsce trafiły do portfela.

Półmaraton Ziemi Puckiej 2015 (19)

To był dobry bieg. Co do samej organizacji, trasy itp. Nie ma się do czego przyczepić. Niektórzy mogą marudzić, że trasa jest trudna… jest jaka jest. Gdzieś jest płaska a gdzieś jest pagórkowata. W Pucku jest świetna. Może nie jest super szybka, ale jest oryginalna i inna. Biuro, punkty z napojami na trasie i doping kibiców. Super! Bardzo fajny bieg, bardzo fajnie i klimatycznie zorganizowany i mogę go gorąco polecić.

Teraz będzie o kapuście…

Wracając jednak do tytułu wpisu… Usłyszałem kiedyś od Andrzeja, że jak go coś boli, to okłada bolące miejsce młodą kapustą. Szczerze, to dość sceptycznie do tego podchodziłem. W piątek usłyszałem kolejne dobre rzeczy o młodej kapuście od Martyny, więc poszedłem w tą stronę. Po sobotnim starcie obłożyłem się młodą kapustą, z którą nawet poszedłem finalnie do łóżka. Może nie było bardzo romantycznie i ekscytująco, ale… spróbowałem i było warto. W niedzielę 3/4 dnia spędziłem znów na randce z kapustą, której dość mocno spodobały się moje Achillesy i wdała się z nimi w burzliwy romans zakończony dwu godzinnym, 26km leśnym rozbieganiem (kapusta została w domu, nie biegała). Odpukać, wypluć i nie wiem co jeszcze zrobić, ale… nic nie bolało. Cały trening zrobiłem w komforcie, więc noc z niedzieli na poniedziałek znów spędziłem w wyrku z młodą kapustą. Coś czuję, że ten romans może potrwać dłużej… Zobaczymy jak będzie dziś na treningu. Czy będzie ok, czy jednak nie będzie tak różowo. W każdym razie na 15:30 jestem umówiony z Maćkiem z Centrum Zdrowia i Urody w Redzie na kolejną porcję wygibasów… będzie bolało, ale cóż. Trzeba!

Im krwawsza bitwa, tym słodsze zwycięstwo. – Arystoteles

2015-07-27T08:20:23+02:0027/07/2015|Starty|

Tytuł