jest życiówka, czyli trajlonowy gdańsk

13690764_306071579731204_3064604543792662156_n

fot. TRIstyle.pl

W końcu jest życiówka i to nie  bydle jaka bo na iście olimpijskim dystansie w trajlonie, więc proszę gratulować… Dobra, koniec szydery, chociaż niezmienia to faktu, że jest życiówka… to nic, że nie startowałem wcześniej na tym dystansie, ale życiówka to życiówka i do tego SB, czyli dwa w jednym. Jest GIT… chociaż może nie do końca…

Tydzień treningowy wyszedł jako tako, z poniedziałkiem można powiedzieć luźnym i swobodnym, wtorkiem pod znakiem zakładki MTB 80′ > 75′ biegu, czyli 31 km > 16 km, środą gdzie w końcu się przewentylowałem i pobiegłem 7 x 1km po około 3’31 – 26 zakańczając wszystko mocnym pływaniem, czwartkiem który był masakryczny bo wierciłem się godzinę i 45 minut na trenażerze, piątkiem gdzie tylko  pływałem a pływało mi się słabo oraz sobotą pod znakiem rozruchu przed niedzielą… Ale długie zdanie mi wyszło. Moja Siostra, z wykształcenia belfer polonistyki przechrzciłaby mnie i wstawiła w to zdanie 15 przecinków albo cztery kropki… ale nie ja. Ja lubię budować długie i skomplikowane zdania.

Może skupię się na tysiączkach. Obawiałem się tego treningu, chociaż prędkości były dość banalne, bo miały być w okolicy 3’30/km, ale… dawno na takich nie biegałem i obawiałem się, czy się nie upodlę i nie utopię na pływalni, którą miałem odpalić niecałą godzinę po bieganiu… taka sytuacja. Pobiegłem te nieszczęsne tysiaczki i wyszły fajnie a czułem się jeszcze fajniej… 3’32, 28, 28, 29, 31, 26, 29 i to mnie dość mocno podbudowało przed niedzielnym startem. Na pływalni również była moc, więc humor wrócił… do czwartku, kiedy armagedon pogodowy uniemożliwił mi rowerowanie i musiałem pokręcić na pożyczonym trenażerze (Dzięki Marcin!)… pominę jednak ten fakt…

Wracając jednak do zawodów, to całe zamieszanie odbywało się w Gdańsku w okolicy mola, gdzie do zaliczenia mieliśmy 1,5 km w wodzie + 40 km na rowerze + 10 km na nogach. Czyli typowa olimpijka. Plan był prosty, pływanie mocne, ale nie w pałę, mocny rower (jak na mnie) czyli trzymać okolice 35 km/h + wielka niewiadoma, czyli bieg… który po Stężycy stał się moim wielkim znakiem zapytania. Planowałem pobiec mocno, na tyle na ile nogi poniosą… Tak wyglądało to w teorii… Jak ma się teoria do praktyki dowiedziałem się na studiach, ale to tak na marginesie.

13726659_10204861546537110_2400757447768557258_n

Witek & Suchy

Wyruszyłem z rana moim autobusikiem i na miejscu byłem jakoś po 7. Podreptałem do strefy zmian, gdzie zaniosłem buty do biegania, zdjąłęm pokrowiec z roweru, sprawdziłem czy wszystko jest na miejscu, czyli opony są dobrze napompowane, czy działa licznik i czy łańcuch jest na odpowiedniej tarczy > przód mała > tył środek, wszystko grało. Spotkałem po drodze wielu znajomych i przed 8 udałem się na rozgrzewkę biegową. 15 minut biegu, 3 przyspieszenia i prawie 4 km w nogach, tak jak lubię. Może wielkiego luzu nie było, ale tragedii również… Następnie natarłem się olejkiem, wziąłem piankę pod pachę, okulary, czepek i pomaszerowałem na start…

28335617246_f618efd9d7_o

zwróćcie uwagę na zawodnika w czarnej piance i białym czepku – to ja

…woda była zimna, 17 C, ale nie sprawiło to kłopotu, chwilę się popluskałem, teraz twierdzę że za krótko, ale z drugiej strony po co tracić energię na ogrzewanie ciała, która może się przydać a raczej która na pewno się przyda później. Zrobiłem więc porządną rozgrzewkę na lądzie i ustawiłem się na linii startu. Liczyłem że 1,5 km przepłynę w około 28′ i się przeliczyłem… Po starcie władowałem się w taką pralkę, że kilka razy musiałem się zatrzymać. Była masakra. Trafiłem w mega złe miejsce… dodatkowo po nawrocie żółta boja kierunkowa, na którą obrałem namiary okazała się żółtym kajakiem ratownika i ostro odbiłem w prawo, zamiast cisnąć wprost do brzegu… Za gapowe się płaci… cóż… życie.

13690619_1073686579385150_7768944697485112518_n

W końcu udało mi się wygramolić z wody i po spojrzeniu na zegarek stwierdziłem, że w wodnej bijatyce ktoś i go niechcący wyłączył i nie miałem zielonego pojęcia jaki miałem czas pływania… Potem okazało się, że czas był do bani i wyniósł 30:23… masakra. Nigdy tak wolno nie pływałem na zawodach…

28086377880_de29286783_o

fot. Dorota Dalecka

T1… jako tako, czyt.  słabo… ale niestety zanim założę skarpetki to mija dość czasu. Wiem, wiem… ale ja zawsze biegam w skarpetkach, więc opcja bez skarpetek odpada. Rozpłaszczyłem się z pianki, zdjąłem szczałę (strzałę) z wieszaka i dzida ze strefy… Nie zdążyłem wleźć na rower a ktoś mnie z tyłu pizgnął tak skutecznie, że prawie zaliczyłem spektakularną glebę i niestety rower się przewrócił na glebę. Tak skutecznie się przewrócił, że spadł mu łańcuch… a łańcuch tak skutecznie spadł, że mimo iż jest zamontowany w nim pierdolnik pod nazwą „chain catcher”… widać jest źle ustawiony. Więc… łańcuch spadł i zaklinował się… tak się zaklinował, że straciłem dobre 3 minuty na jego odblokowanie… 3 minuty to przepaść, nie licząc mega wku*** na cały świat a szczególnie na to, że nie miałem na całą sytuację anie grama wpływu. Tak wyszło i koniec…

13659082_1138582756212867_5862794231655524375_n

„prawie” aero albo lepiej oreo… foto by Mirek Świąder

27753155673_117ba29d90_o

turysta

28265058282_2c56b4a498_o

tak się nie jeździ – ANTY AERO – czyli OLEWAY SYSTEM !!!

Pocisnąłem na takim ciśnieniu, że prawie na starcie zagotowałem czwórki. Piekły… szczególnie na podjazdach, które pojechałem za twardo, obawiałem się, że to się odbije na biegu… ale miałem wbite w to. Starałem się trzymać swoje i znów czegoś nie popsuć… po drodze wypadł mi żel, ale to tak na marginesie… Czyli pływanie do dupy, rower na otwarciu masakra, a teraz żel… zaczęło się super. Powoli z kilometra na kilometr rozkręcałem się i doganiałem ścigaczy z Gdynia Sport Team, który wystawił dużą i mocną ekipę na te zawody. Uciekł mi tylko Tomek, którego potem na biegu musiałem gonić.

13728971_1138591389545337_8452388964129082904_n

dzięki Mirek !!! >>> fota z serii samo zło !!!

…jakoś dojechałem i patrząc po czasach wykręciłem wg mojego licznika rowerowego czas 1:10:55 a wg STS 1:13:36 czyli widać tu ile walczyłem z łańcuchem. T2 bez historii, nie zaliczyłem żadnej spektakularnej gleby, nie zrobiłem sobie ani nikomu krzywdy, w nic nie przywaliłem, więc mogłem rozpocząć bieg… którego się obawiałem mając w głowie start w Stężycy. Niby doświadczony koń a boi się biegania… Tu doskonale widać, co głowa może zrobić z nogami i jak łatwo jest sobie coś wmówić i tak zaprogramować, żeby była przedstartowa sraczka i wielka doza niepewności. W każdym razie ruszyłem bezkompromisowo. Mocno. Biegło się luuźźźnnnnooooo… bardzo dynamicznie i przyjemnie. Nie cisnąłem w maxa, ale nie obijałem sie. Na międzyczas spojrzałem dopiero na drugim km i zobaczyłem z przodu trójkę… a z tyłu dwie czwórki „a imię jego czterdzieści i cztery”  i wiedziałem, że jest dobrze. W głowie miałem nastawiony program „bezkompromisowy” a hasło przewodnie „dogonić Tomka„. Jak na kolejnych kaemach widziałem cyfry poniżej 3’40/km wiedziałem że jest dobrze a w nogach był zapas… Dodatkowo nakręcał mnie tłum kibiców, gdzie było wielu znajomych – DZIĘKOWAĆ !!! – Tomka zauważyłem na około 4,5 km więc ten punkt programu został zrealizowany. Na piątym km międzyczas biegu wskazywał 18 minut i 14 sekund… mocno. Po nawrocie ktoś ze znajomych krzyknął mi, że mam przed sobą Wiatraka (Krzysia) na jakieś półtorej minuty… to tylko 90 sekund, ale Krzyś teraz biega dość szybko i może być cięzko dogonić. To mój podopieczny, który jeszcze niedawno borykał sie z łamaniem 40′ na dychę a teraz po pływaniu i rowerze biega 10 km w 39 z ogonkiem. Cóż, nie pozostało nic innego niż spięcie pośladków, zaciśnięcie zębów i wyłączeniu głowy… OFF… i wypatrywanie na prostych i zakrętach kolorowego kostiumu… Zauważyłem go na dobre 1,5 km przed metą… trzeba było uruchomić opcję OZD czyli Ogień z Du** i taka też funkcja została włączona.

13654259_1138601429544333_1087868405146506759_n

no pain no gain !!!

Krzychu nie widział, że go gonię i dobrze, ale widziałem, że przyspiesza, więc i ja musiałem przyspieszyć i to naprawdę mocno… Jak patrzę na międzyczasy to ostatnie 3 km pobiegłem w 3’35, 31, 18… ale już lekkości nie było, była twarda głowa i program META WERYFIKUJE WSZYSTKO doganiając Krzyśka krzyknąłem hasło „piwo” – był taki zakład – i zaczęliśmy diabelski finisz… wykresy pokazują prędkości poniżej 3’/km i tak było…

28334007486_40720b494c_o

prawa noga – lewa noga… lewa noga – prawa noga

28084864950_eb176f0296_o

…a tu odwrotnie

27750954084_2ab9b037e6_o
tu dałem się zamknąć na wirażu, jak junior

Na metę wbiegliśmy razem >fota u góry i było GIT! Fajne uczucie. Dzięki Krzyś. Zawody ukończyłem na którymśtam miejscu z czasem 2:24:21… a wiem, że byłem przygotowany na czas < 2:20, jednak co się odwlecze… Do HTG jeszcze chwila czasu… oby wrócił luz w pływaniu i wytrzymałość na rowerze…

W temacie organizacji zawodów. Chłopaki z MOSiR FSD znaczy się Gdańśk (Pozdro dla TS69) zrobili kawał fajnej roboty i skonstruowali naprawdę GIT imprezę. Co prawda trasa rowerowa mogłaby być lepsza, ale… jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Było OK!!!

WALKA TRWA a META ZWERYFIKUJE WSZYSTKO 

PS. Qzyn, sorry za literufki, palcufki, błondy ortograwiczne i inne wykroczenia kture popełniłęm w tekśćie. Tradycyjnie nie czytałem bo byłem zajęty łapaniem Pokemonów, które zaatakowały mojego komputra. Taka sytuacja…

39297

2016-07-18T10:36:35+02:0018/07/2016|Starty, Trening|

Tytuł