nie popadajmy w skrajność, to tylko zima…

Co przedstawia powyższe zdjęcie ? Szczęśliwego biegnącego człowieka zimową porą… gdzie termometr pokazywał – 35 C a odczuwalna temperatura według tabel oscylowała w okolicy – 50 C. Tak. Na termometrze minus trzydzieści pięć stopni Celsjusza a gość nie ma na ryjku chustki, buffa czy kominiarki… Gość nie jest terminatorem, ewenementem czy Eskimosem. Gość na obrazku przeżył i ma się dobrze. Nie zamarzł, nic mu nie odpadło i nie wybuchły mu płuca.

Końcówka tegorocznej zimy zaskoczyła wszystkich śniegiem i mrozem a temperatury spadły do kilkunastu kresek poniżej zera, taki numer wywinęła ta zima. Ech ta zima… Przeglądając fejsa i inne media społecznościowe nie dało się nie zauważyć „alertu” pogodowego i setek komentarzy, artykułów o tym jak się chronić przed ekstremalnym mrozem… jak zabezpieczać górne drogi oddechowe przy skromnych – 5 czy – 15 stopniach, bo więcej raczej nie było. Poszły w ruch aparaty, buffy, chusty, szale, kominiarki szczelnie zakrywające nosy, usta i chciałoby się napisać oczy.

Spróbowałem sam… ale wymiękłem po kilku metrach, spróbowałem nawet na 89N biec z zakrytymi ustami i nosem… nie  dało się. Pogrążyła mnie intensywność i niemożność wentylacji, więc zrezygnowałem z wszystkiego, co mnie ograniczało i oddychałem normalnie. Na początku przez nos a następnie przez usta. Tragedii nie było a było – 35 C… to jest dość zimno.

Wróciłem pamięcią do lat 90 tych, bo tych 80 tych zbyt dobrze nie pamiętam, za mały byłem, ale nawet przy –  15 czy – 20 kreskach podczas ferii biegało się na podwórku, jeździło się na sankach, na nartach czy lepiło się bałwana. Nawet przy siarczystym mrozie. Nikt z nas nie miał niczego na nosie czy na ustach, bo nie dało się oddychać… Podobnie podczas treningów, nawet tych zimowych w Szklarskiej, kiedy przy – nie wiadomo ile wbiegało się na Szrenicę, śmigało się czerwonym szlakiem przez Śnieżne Kotły czy dalej aż do Odrodzenia i z powrotem… Koszulka, golf, ortalion, czapka i jazda… Nikt nie umarł i nikomu nie zamarzły płuca a było zimno. Normalnie trenowało się. Pamiętam crossy w Szklarskiej w takiej intensywności, że kilkunastoletnie serducho waliło ze średnią prędkością 200 uderzeń na minutę a wentylacja była identyczna jak w odkurzaczu przemysłowym… a było zimno. Żadnej chusty na ustach czy na nosie… Wszyscy przeżyli. Pamiętam, że jedynym specjalnym zabezpieczeniem była maść witaminowa czy inny mega tłusty krem, którym solidnie nacierało się nos, policzki, wargi i inne wystające części ciała. Nie pamiętam, żeby ktoś dostał odmrożeń. Może kiedyś ludzie byli bardziej przyzwyczajeni do takich warunków a teraz są niedostosowani ? Ciężko powiedzieć… Może to moda, może to marketing ? Może to forma zarobku firm, które prześcigają się w projektowaniu masek, chustek i innych gadżetów mrozo i wszystko odpornych ? …a może lepiej wygląda słit selfi na fejzbógu w masce na ryjku z podpisem… – 8 C !!! ZIMNOOOOOOOOO !!! Nie wiem.

Brnąc dalej. Co z narciarzami biegowymi, biathlonistami, którzy ścigają się, czyli wentylują się, jak lokomotywy, przy naprawdę ekstremalnym mrozie ? Czy gdyby to był naprawdę wielki problem dla zdrowia, grożący spektakularnym rozsadzeniem płuc, narciarze którzy zabierają ze sobą na Igrzyska Olimpijskie 6 000 dawek leku na astmę… nie zabrali by najnowszych masek, które ogrzewają powietrze dostarczając przy okazji co pół minuty kolejnej dawki leku… ??? Tak tylko głośno myślę, bo oczywiście to indywidualna sprawa, szczególnie gdy chodzi o zdrowie… i bieganie przy minus ośmiu stopniach. Nie popadajmy w skrajności…

Zabrnę jeszcze dalej… Teoretyzując i pomijając fakt, że nie da się intensywnie biegać mając zasłonięty jakikolwiek otwór, przez który wlatuje powietrze. Mamy więc nasze minus dwanaście, bo wiadomo. W dzień jest – 8 a wieczorem – 12 C… buff na nosie i wdech, wydech, wdech, wydech… para pokrywa chustkę, zamarza i tworzy cienką warstwę lodu, który przez godzinę czy dwie przylega do policzków, nosa, ust… Raczej się nie da odmrozić, ale ekspozycja skóry, najczęściej niezabezpieczonej na kontakt z lodem może być niebezpieczna.

Na co zwrócić uwagę zamiast na fajnego buffa na nosku ?

Na przykład na to, żeby natrzeć się fajnym tłustym kremem, który ochroni od wiatru, mrozu czy słońca na pyszczku. Na przykład na to, że łatwo się … odwodnić. No właśnie… a można, bo jak człowiek się za ciepło ubierze, zacznie się przegrzewać oraz za mocno pocić to robi się problem. Łatwo się oczywiście wychłodzić, bo np. nie ma się dobrej wierzchniej warstwy chroniącej przed wiatrem, a wiatr wiadomo… potęguje uczucie chłodu i to znacznie. – 35 C + 6 m/s = odczuwalna – 50 C… Warto pomyśleć o ochronie oczu, przed odbijającym się słońcem w śniegu oraz przed sypiącym śniegiem, który może spowodować podrażnienie źrenic. O tym, że idąc na długie rozbieganie, a zimą 2 – 2,5 godziny biegania to często spotykany temat, warto zabrać ze sobą cienką bluzę i obwiązać się nią wokół pasa, traktując jako zabezpieczenie przed zimnem, gdy zrobi się nam coraz chłodniej. Oprócz bluzy nie zaszkodzi schować żelu czy batona do kieszeni… lub „piątaka”, który w przydrożnym sklepie może często uratować nam tyłek. Należy pamiętać o tym, żeby na wszelki wypadek zabrać ze sobą dobrze naładowaną komórkę… nie żeby robić sobie słit focie, ale kiedy zrobimy sobie krzywdę upadając na lodzie, mieć opcje telefonu do przyjaciela, bo perspektywa kuśtykania w mokrym ubraniu przez godzinę czy dwie do domu może się źle skończyć. O zaplanowaniu trasy nie będę pisać, bo to oczywista oczywistość, ale lepiej i za to się wcześniej zabrać, szczególnie jeżeli idzie się na rozbieganie wieczorową porą w leśne odstępy…

Najważniejsze… nie popadajmy w skrajności. Jest zima to musi być zimno a biegacze to podobno zahartowani ludzie. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć, jak powinno wyglądać hartowanie organizmu od najmłodszych lat, zapraszam udać się na północ na 78 N do Longyearbyen. Tam przedszkolaki ganiają po placu zabaw przy temperaturach poniżej – 20 C i tym samym przygotowują swoje organizmy do funkcjonowania w niskich temperaturach. Pewnie ktoś powie, przecież 78 N to nie 54 N, ale przypomnę, że jeszcze 30 lat temu zimy u nas były tak mroźne, jak na dalekiej północy…

Nie popadajmy w skrajność !

2018-05-26T22:15:00+02:0001/03/2018|Podróże|

Tytuł