中華人民共和國

DSC_0129

Ostatnie dni 2014 roku postanowiliśmy spędzić w Chinach i tam świętować nadejście Nowego 2015 Roku. Wyjazd został zorganizowany dość spontanicznie, gdyż udało trafić się dobrą cenę na bilety lotnicze Warszawa – Pekin i trafić w okazyjnej cenie dobry hotel w sercu Pekinu. Jak postanowiliśmy, tak zrobiliśmy. Krótka i szybka decyzja i lecimy…

10850255_751926874894457_7383051168978965453_n

Bilety kupiliśmy, hotel zabukowaliśmy i trzeba było załątwić wizę do CHRL. Całe szczęście, że temat wizy można było załatwić w Gdańsku i nie trzeba było jechać do stolicy. Na początek druczek… bardzo dużo pytań, min o pracę, powód wyjazdu itp., fotka, potwierdzenie rezerwacji lotu, hotelu i można było poczekać przed konsulatem na złożenie dokumentów. Pierwszy kontakt z pracownikiem konsulatu… lekko zdziwiłem się, słabą znajomością języka, oczywiście angielskiego, nie polskiego, ale wszystko poszło bardzo sprawnie i sympatycznie. W konsulacie otrzymałem druczek z numerem konta (koszt 30 dniowej wizy turystycznej 220 zł) i potwierdzenie złożenia dokumentów i niecałe 2 tygodnie miałem wbitą w paszporcie piękną wizę.

No to lecim…

27 go grudnia zawieźliśmy futrzaki do teściów i ruszyliśmy do stolicy, tam krótki nocleg w przylotniskowym hotelu i z rana odlot. Warszawa – Wiedeń. Chwila moment LOTem i 6 godzin oczekiwania na lotnisku na lot do Pekinu.

20141229_080616

W samolocie większą większość stanowili Azjaci. Europejczyków było bardzo mało albo i mniej… ruszyliśmy. Po chwili tradycyjnie jedzonko, kawa, browar i spać… jeść, spać, jeść, spać… Lecieliśmy ponad 9 godzin i z rana zameldowaliśmy się na lotnisku w Pekinie. Pierwsze wrażenie… wszystko ogromne… lotnisko, hala przylotów, przestrzeń oraz spokój i cisza. Nie było tu europejskiego lotniskowego gwaru. Jakoś inaczej. Muszę nadmienić, że po wylądowaniu udało się wysłać krótką wiadomość do „świata” i jednym słowem „pożegnać się” z FB… „Pekin”… i na tydzień spokój z FB i takimi tam zjadaczami czasu.

Na lotnisku obowiązkowa kontrola paszportów, pieczątka, słit focia i po bagaże… ale żeby nie było tak prosto i łatwo to po bagaże nie szło się z tradycyjnego buta, ale jechało pociągiem. Tak. Pociągiem. Po bagaże, bo Chiny to wielki kraj…

…po strzałkach do celu, tup, tup, taxi… prosto, w dół, prosto i w końcu udało się znaleźć oficjalny postój taxi, więc jak na Europejczyka przystało podeszliśmy do taksówkarza w osobówce i przygotowani na to, że po angielsku nikt tam mówić nie będzie, pokazałem karteczkę z nazwą hotelu po chińsku. Taka sytuacja. Pierwsze spotkanie i pierwszy delikatnie mówiąc szok. Kartka, ok, samochód, bagażnik i… pan stoi i się paczy i paczy. Zawsze taksówkarz sam wkładał bagaże do bagażnika a tu nie. Zero pomocy, zero inicjatywy a próba włożenia 2 (słownie DWÓCH) walizek z małym przemeblowaniem bagażnika skończyła się fiaskiem. Oczywiście dałoby radę włożyć klamoty do środka, wymagałoto przesunięcia łopaty, kartonika i jeszcze czegoś, ale pan się nie zgodził. Nie mam pojęcia czemu. Wzięliśmy więc drugą taksówkę, 7 osobowego Buicka i pojechaliśmy po odmeldowaniu się pani z obsługi lotniska, która wystawiła jakiś kwit naszemu szoferowi. Wrażenie z jazdy… Pekin to ogromne miasto. Ulice wielopasowe, nie dwu, trzy… full samochodów, full ludzi. Ruch ogromny. Dojazd z lotniska do Prime Hotel Beijing  zajął nam lekko ponad 30 minut. Koszt… sporo, bo 300 RMB, czyli około 170 zł. Na samym końcu napiszę ile kosztuje dojazd środkami transportu publicznego, czyt. metrem z hotelu do airportu…

Pod hotelem przejął nas „hotelboy” i mogliśmy na spokojnie zameldować się. Ufff… ale żeby nie było tak łatwo, to obsługa hotelu niestety mówiła po angielsku hmmm… w dość specyficzny sposób. Dodam, że hotel miał 5 gwiazdek. W każdym razie udało się nam zameldować, zabukować i trafić do pokoju, który był na 9 piętrze. Pokój bardzo elegancki. Duże wyrko, dywany, TV (hmmm…), komputer (płatny), duża łazienka z wanną, minibarek, sejf, generalnie jak dla mnie bomba. Chwilę odpoczęliśmy i ruszyliśmy na miasto…

20141229_154732

Mapa w garść i przed siebie. Pierwsze zadanie, zakupy. W lewo i prosto… Wszędzie było bardzo dużo ludzi, samochodów, rowerów, skuterów, trolejbusów, autobusów. Najdziwniejsze to rowery, bo był grudzień a temperatura była na minusie, więc ciepło nie było, ale Azjaci to twardzi ludzie i nawet w zimie śmigają na rowerach aż miło. Oprócz ludzi to, co przykuwa uwagę to „krzaczki” czyli chińskie literki. Nie sposób się w tym odnaleźć, chociaż pod koniec drogą dedukcji rozeóżniałem jeden znaczek / określenie – peron.

20141229_121025

…tak, więc krzaczki, krzaczki i bardzo dużo Policji. Na każdym kroku samochodowe patrole, autobusiki z kamerami, czyli wielki brat patrzy, ale jest przynajmniej bezpiecznie.

20141229_131542

Podreptaliśmy, pofociliśmy i doszliśmy do skrzyżowania w poszukiwaniu drogi do centrum handlowego – Silk Market. Nie polecam, są lepsze i tańsze w Pekinie, ale to sztandarowe, najbardziej rozpowszechnione i chyba największe. W każdym razie kiedy staliśmy nad planem metra podeszła do nas młoda dama z starszą panią i po angielsku, nawet płynnym, zaproponowała nam pomoc… dziwne i podejrzane. Od słowa do słowa, gadka, gdzie jedziemy, skąd jesteśmy, bla bla… nagle pokazała się wizytówka biura podróży, propozycja wyjazdu w atrakcyjnej cenie na mur, tam, siam, zaproszenie na kawę… więc grzecznie podziękowaliśmy i zawinęliśmy się w swoją stronę. Tu przestroga – jeżeli Chińczyk sam z własnej nieprzymuszonej woli podejdzie do nas i grzecznie po angielsku zacznie z nami rozmawiać, zaoferuje pomoc, to najprawdopodobniej z bardzo dużym prawdopodobieństwem a nawet większym będize świadczyć, że… chce nas na coś naciągnąć. Temat z kawą… Zaproszenie „pana” przez miejscową panią na niezobowiązującą kawę oczywiście do znajomej knajpy i… rachunek a tu taka zasada, że „pan” płaci a można zapłacić i to sporo a pani ma z tego procent. Taka sytuacja. Dodam, że od momentu kiedy ów dama zaczęła z nami konwersację, w bezpośredniej bliskości nas, zjawił się umundurowany funkcjonariusz, który bacznym okiem obserwował całą sytuację…

20141229_131619

Silik Market – takkk… mekka turystów. Trzeba tam być, ale trzeba umieć tam się poruszać i robić tam zakupy. Myśmy nie umieli i lekko udało się nam miejscowym naciągnąć, ale cóż… pierwsze koty za płoty i mądry Polak po szkodzie. Setki sklepików, kilka pięter. Na każdym coś innego. Ciuchy, elektronika, biżuteria itp. itd. Setki Chińczyków i … speszal prajs for ju, łot ar ju luking for… i tak w kółko. Co ciwkawe na każym sklepiku jest naklejka, że to oficjalne ceny i że nie można się targować. Dobre. W każdym razie, wejście do sklepu grozi tym, że nie będą chcieli z nas wypuścić i będą chcieli wcisnąć nam wszystko. Nie należy i wręcz nie można się sugerować cenami z metek, chyba że ktoś zarabia milion euro. Na milion procent uda nam się obniżyć cenę z metki o 50 % a nawet i więcej, więc zbicie ceny jest tylko zależne od kreatywności kupującego. W każdym sklepie sprzedawca ma kalkulator i rozmawia po angielsku a nawet po polsku. Kalkulator to podstawa targowania się… to ciekawe i wesołe przeżycie… Ja wychodziłem z tego, że po zapytaniu się „ile mogę dać”, wyciągałem swój kalkulator, klikałem tu i tam i pokazywałem cenę… bardzo niską, z krótką informacją >>> że to cena, za którą dany produkt mogę zapłacić w Polsce. Zazwyczaj spotykało się to z dużym oburzeniem ze strony sprzedawcy, ale cóż… życie.

 Z szopingu wróciliśmy… tere, metrem. Metrem!!! Metrem! Metro w Pekinie jest czadowe, jest mega, jest wypasione, jest zajebiście zajebiste. Jest ogromne i jet mega. Jestem zafascynowany metrem i nawet nauczyłem się obsługować biletomat w języku chińskim.

beijing-subway-map-new

To mapka z liniami metra w Pekinie, których jest full i tylko na pierwszy rzut oka tak strasznie wygląda. De facto jest bardzo proste w obsłudze, jest intuicyjne, gada po angielsku (oprócz obsługi) i jest bardzo dobrze opisane i oznakowane, również po angielsku. Żeby przemieszczać się metrem należy kupić bilet. Można w biletomacie – polecam, a można i w kasie, ale tam na 99,9% nie będzie nikt rozumiał co do niego mówimy, chyba że mówimy po chińsku. Najlepiej pokazać mapkę ze stacją lub… kupić w biletomacie, jest tam opcja english. Mając bilet albo jeszcze go nie mając przechodzimy przez security control – tak jak na lotnisku. Czyli… bagaż na taśmę, prześwietlanie, my przez bramkę, niekiedy pani nas zeskanuje magiczną laską i dopiero wtedy można iść na peron. Metro jeździ co chwilę, więc nawet jak zwieje nam pociąg, to kolejny przyjedzie lada moment. Na peronie grzecznie się czeka w wyznaczonych miejscach oznakowanych żółtymi strzałkami. Nad bezpieczeństwem czuwają porządkowi – upychacze i wielki brat, który ma wszędzie oczy… i to by było na tyle z grzecznego wchodzenia do metra, bo do metra się wbiega, pcha się łokciami, kolanami, z bara i jak najszybciej wpycha się do środka i zajmuje miejsce. Jak tego nie zrobimy, to albo zostaniemy na peronie, albo upychacz będzie musiał nas upchnąć albo będziemy stali. Czy tak, czy siak i tak będziemy atrakcją turystyczną i wszyscy będą się na nas gapili. W metrze każdy sznujący się pasażer ma telefon czy tablet w który cały czas się paczy i klika lub ogląda film. Generalnie na ulicy, czy w metrze, pociągu każdy idzie z ajfonem, samsungiem czy innym telefonem i cały coś tam w nim robi. To tak naturalne, jak picie wódki w Rosji.

20141229_144254

Wracając jednak do Pekinu, w drodze do hotelu udaliśmy się w jedną z bocznych uliczek, żeby zobaczyć co tam się dzieje i co tam jest. Było cool. Dziesiątki malutkich straganów, mydło i powidło, jedzenie takie, że nawet nie potrafię nazwać tego, co tam było.

DSC_0626

DSC_0628

DSC_0629

DSC_0634

DSC_0641

DSC_0655

Ja skusiłem się tylko na pieczone skorpiony na patyku, na pająka czy inne robactwo nie miałem odwagi a szkoda. Myślę, że takie atrakcje były nastawione głównie na turystów, bo lokalesi nie jadali takich dziwnych dziwactw. Tak generalnie minął pierwszy dzionek w Pekinie. Na drugi mieliśmy zaplanowane zwiedzanie chińskiego muru… i to nie w formie wycieczki zorganizowanej, ale od A do Z za pomocą lokalnego transportu, czyli metro + pociąg, co wiązało się z wieloma atrakcjami i nieprzewidzianymi sytuacjami. Nutka adrenliny… a jak!

20141230_115753

Tak wygląda bilet na pociąg relacji Beijing – Badaling, czyli Pekin – Badaling, miejsce kultowe, najbardziej popularne, gdzie ciągną pielgrzymki Chińczyków udające się z całego kraju a kraj jest duży…i ludzi jest dużo i mur jest duży…

506e378a6d233_badaling-great-wall

Mając wydrukowaną instrukcję, jak dojechać, instrukcję w języku ojczystym wraz z obrazkami i rozkładem jazdy pociągów ruszyliśmy do metra. Rachu ciachu i po strachu. Wysiedliśmy gdzie trzeba i zgodnie z planem szliśmy przez stację, korytarze, schody dalej, dlaej, dalej… aż na powierzchnię, gdzie zlokalizowany był dworzec kolei. To było nasze miejsce docelowe. Wychodząc z dworca trafiliśmy na lokalesów, którzy za „speszal prajs for ju”… działo się i to dużo. Atttaaaakkkkkk… ze wszystkich możliwych stron. My, jak Łysek z pokładu Idy, klapki na oczy i na dworzec… podbiega koleś i zaczyna… fri handret, tu handret, łan handret… spasował… Kasa, nie ta, obok, kontrola, bilety, nie ma, z powrotem… nikt nie gada po inglisz, masakra, o co chodzi… pociąg uciekł… Spokojnie, chwila koncentracji i udało się. Znależliśmy okienko, gdzie można było kupić bilety, więc kupiliśmy – 6 RMB od głowy!!! SZEŚĆ !!!  …a nie jak nagabywacz proponował, 300, 200, 100… z biletami oczywiście security control i weszliśmy na dworzec. Jedne z pięciu dworców kolejowych w Pekinie. Był ogromny a co było najdziwiniesze składał się z wielkiej poczekalni w której grzecznie czeka się na pociąg i peronu, który był niedostępny dla podróżnych.

20141230_093238

Usiedliśmy więc w poczekalni i obserwowaliśmy o co chodzi. Pociąg niestety mieliśmy za jakieś dwie godziny, więc i czasu było sporo. Procedura wygląda tak… W poczekalni czeka się na ciapąg. Na około 30 – 40 minut przed przyjazdem zaczyna ustawiać się kolejka do wejścia na peron, następnie jak pociąg zaparkuje przychodzi pan peronowy i ogłasza, że nastał czas… otwiera drzwi i sprawdza bilety…

…i zaczyna się jazda bez trzymanki! Wszyscy biegną ile sił w nogach i pary w płucach. Po co ? Nie mam pojęcia. Biletów jest tyle ile jest miejsc, więc nie ma opcji, że ktoś będzie stał, ale wszyscy biegną, więc i myśmy też biegli. Było bardzo wesłoło i śmiesznie.

&nsbp;

Sam pociąg mega wygodny. Miejsca na kopyta bardzo dużo a nawet więcej, co dziwne bo Chińczycy są niskim narodem a ja z moimi 185 cm wzrostu spokojnie mogłem rozłożyć się i wyciągnąć kulasy do przodu…

DSC_0005

Nadmieniam, że to druga klasa. Nie pierwsza i nie biznes. Druga !!! Miejsca więc dużo a nawet więcej. Obok mnie na siedzeniu coca cola – zapobiegawczo na ewentualne żołądkowe problemy, których całe szczęście udało się uniknąć. W pociągu, jak w pociągu… biały człowiek to atrakcja turystyczna, więc każdy zerkał na nas z ukradka a potem na legalu. Co ciekawe, to w pociągach, jak i na peronach jest ogólnodostępny, darmowy wrzątek i każdy może zaparzyć sobie herbatkę czy gorący kubek. Jak cały pociąg zaparzy sobie gorący kubek to słychać tylko… mlask, mlask, mlask, beeeee, beeee, beeee, prrr, prrr, prrrr… czyli mlaskanie, bekanie i pierdzenie. Smarkanie i charchanie odbywa się na zewnątrz oczywiście na legalu. Co kraj, to obyczaj.

20141230_121518

20141230_121643

…na peronie fajnie jest. Wiara wysypała się z pociągu i ruszyliśmy na mur. Nie wiedziałem czego mam się spodziewać, poczytałem trochę, obejrzałem sporo fotek i filmików, ale w realu to, co zobaczyłem powala na kolana i zapiera dech w piersiach. To trzeba zobaczyć. Koniecznie! Lepiej odpuścić sobie smażenie jajek w Egipcie czy na Karaibach a pojechać tu, na mur i na własne oczy zobaczyć to miejsce, bo słowami nie da się tego opisać.

20141230_124806

20141230_130050

20141230_135908

20141230_140120

20141230_140950

20141230_141224

20141230_153512

DSC_0222

Mur jest PRZEOGROMNY! Jest wielki, jest wspaniały i ma swój klimat. Szok. Na mur wybierają się rodzinne pielgrzymki z całego kraju, więc można spotkać tu dziadka z babcią co ledwo co maszerują, rodziny z dzieciaczkami, które ledwo co stoją na nogach. To miejsce kultu i każdy Chińczyk musi postawić nogę na murze. Można się tu zmęczyć. Jest stromo, sotro, spadziście i schodziście. Góra, dół, góra dół… i tak w kółko a widoki zapierają dech w piersiach. Oczywiście nie muszę wspominać, że biały człowiek jest tu atrakcją i wielu Chińczyków chce mieć z nim zdjęcie. To normalne i oczywiste, więc nie ma co się dziwić raz, że każdy będzie się na nas patrzył a co odważniejszy poprosi nas o wspólne zdjęcie. Szczególnym zainteresowaniem cieszą się białe kobiety.

20141230_154013

kasa biletowa

20141230_154029

rozkład pociągów ?

20141230_163427

Pech chciał, że rozkład jazdy wydrukowany z netu niestety nie przełożył się na rozkłąd jazdy obowiązujący w danym dniu i musieliśmy czekać ponad 2 godziny na nasz pociąg, ale było warto. Znw pojawiły się kubki czyli mlaskanie i bekanie oraz ustawiająca się kolejka do wejścia na peron, która wystartowała na jakąś godzinę przed odjazdem pocągu. Na początku myśleliśmy, że to kolejka do innego pociągu, który jechał gdzieś indziej, ale nie. Okazało się, że to na nasz bolid. Ciężko to ogarnąć. W każdym razie również i my ustawiliśmy się w ogonku, na początku którego po jakimś czasie pojawił się pan konduktor, który sprawdził bilety i wpuścił nasze stadko na peron. Peron był ogrodzony barierkami, między którymi znajdowały się małe furtki, przy których gromadzili się ludzie. Jak ludzi było za dużo, porządkowy przychodził i przepędzał ludzi do kolejnej furtki itd…

Kiedy pociąg przyjechał rozpoczęła się regularna przepychanka i prawie walka wręcz o wejście do pociągu. Całe szczęście przy moich 185 cm wzrostu górowałem nad lokalesami co w dość znacznym stopniu stawiało mie w uprzywilejowanej pozycji. Po pewnym czasie zrozumiałem dlaczego jest taka walka. Powód jest prosty, jak pociąg ma odjechać np. o 17:33 to o 17:33 zamyka drzwi i nara. Cześć, jak czapka. Kto nie wsiadł, ma pecha a że Chińćzyków jest ponad 1,3 miliarda, więc matematyka jest prosta…

20141230_174404

Wróciliśmy do Pekinu i postanowiliśmy na chwilę zerknąć, co czeka na nas następnego dnia, czyli wizyta w Zakazanym Mieście i na Placu Tiananmen. Widok „by night” robi wrażenie, ale… żeby dostać się pod wejście główne należy… przejść przez Security Control… żeby nie było. Oczywiście na każdym kroku było pełno policji i takjniaków, ale tak ten kraj funkcjonuje. Uważam, że dobrze, chociaż cenzura i ustrój może nie przyciąga do siebie, ale poczucie bezpieczeństwa na ulicy to akurat to, na co zwracam uwagę.

20141230_194313

20141230_194500

DSC_0267

DSC_0280

DSC_0300

DSC_0301

…to by było na tyle zwiedzania podczas pierwszych dni. Na tapecie został jeszcze Plac Tiananmen ale za dnia, Zakazane Miasto, ZOO i Miś Panda albo Misiowa Pandowa, Wioska Olimpijska, Szanghaj i Plac Niebiańskiego spokoju, ale o tym niedługo…

20141231_112712

2015-02-05T21:30:11+01:0005/02/2015|Podróże|

Tytuł